Rozdział 8
"Aceiro, bój się!"
Jedwabiście gładka ręka zgarnęła rozczochrane, ognisto-rude włosy z twarzy, a światło dzienne ujrzały głęboko czekoladowe oczy. Ariadna ziewnęła, przeciągnęła się siedząc na łóżku. Po czym znowu na nie padła. Patrząc się znużona i zaspana na złoty gdzieniegdzie przypominający płomienie sufit. Spojrzała na prawą rękę, wciąż jeszcze od nadgarstka do łokcia owiniętą bandażem. Powoli go zdjęła. Rana zniknęła. Po raz pierwszy od trzech tygodni prawie zupełnie ją nie bolała. Z powrotem usiadła na zburzonym łóżku, delikatnie ucisnęła miejsce ugryzienia.
- Nareszcie...- szepnęła szczęśliwa, że dziś będzie mogła już normalnie funkcjonować. Podniosła się z łóżka, dla pewności starała się mało używać ledwo co wyleczonej ręki. Podeszła do lustra na ścianie. Zaśmiała się do siebie widząc w odbiciu nastolatkę z kudłami na głowie i lekko zmiętą czerwoną koszulą nocną.
- Jak dziecko co pięć miesięcy się nie myło!
Rozczesała się, przebrała i zaścieliła łóżko. Czując jak bardzo jest głodna, zeszła na dół, na śniadanie. Hol, jadalnia i sala tronowa świeciły pustkami. Sama, w zupełnej ciszy zjadła śniadanie, przy bardzo długim stole z ciemnego drewna. Był zaścielony bolącym w oczy, białym obrusem, trzema świecznikami, w idealnej odległości od siebie, jeszcze się palącymi. Obok nich były w misach świeże owoce, najdziwniejsze dania i potrawy. Gdy skończyła, wyszła z jadalni, przeszła przez hol i wyszła przez otwarte wrota na ganek. Na pierwszy rzut oka nikogo nie było, ale gdy się Ariadna wsłuchała za zamkiem dobiegały odgłosy walki. Pobiegła tam. Okazało się, że za zamkiem jest wielki kort do ćwiczeń i treningów! Najbliżej zamku, na niewielkich słupkach, powieszone były kukły. Pierwsza przypominała wilka, a druga Aceira. Ewidentnie były traktowane, jak worki treningowe. Dalej były ustawione cztery tarcze, wykonane z drewna i słomy, ciasno ze sobą związanej, a parę metrów przez nimi były wyznaczone linie, z których się strzelało. W rogu stały nawet prowizoryczne smoki, z których także można było ćwiczyć strzelanie z łuku. Kawałek dalej był tor przeszkód. Zaczynał się sprintem przez około 20 metrów, później skok przez fosę, przejście pod zawieszonym poziomo pniem. Wejście na jednego z czterech stojących koni czarnego, brązowego, rdzawego lub białego. Następnie pogalopowanie przez ścieżkę wiodącą przez las, usianą "niespodziankami", Ariadna dalej nie mogła dojrzeć co jest. Oraz z boku, po lewej stronie, mała arena, a z boku leżące, drewniane miecze. Dziewczyna była pod wielkim wrażeniem, nie zdawała sobie wcześniej z istnienia tego miejsca. Ale oprócz sprzętu do treningu ćwiczyli jeszcze tam Asher na miecze z Pectusem, Karmel na Albie przemierzała tor przeszkód, a Ryan ćwiczył strzelanie z łuku do tarcz.
- Ręce blisko siebie! Głowa nisko! Uważaj co robisz Asher!- wydawał polecenia Pectus.
W tej chwili Karmel zauważyła stojącą nieopodal przyjaciółkę.- Ariadna!- krzyknęła do niej z podnieceniem i radością w oczach, po czym zsiadła z Alby i pognała do niej. Zarzuciła jej ręce na szyję- Wreszcie się obudziłaś! Jak z twoją ręką?!
- Wszystko w porządku!
W tej chwili podeszła do niej cała reszta, łącznie ze smokami. Hiryu nawet nie wiadomo z kąd wyleciał i jak, niczym strzała śmignął do swojej pan, po czym owinął się wokół jej szyi.
- Dobrze, że wróciłaś!- powiedział do niej Ryan. Wszyscy otoczyli Ariadnę, cieszyli się, że jest z nimi.
- Dobra, dosyć! Przepuśćcie mnie!- Pectus próbował się przecisnąć.- Ariadna przyszłaś w idealnym momencie, akurat trenujemy, dołączysz się do nas?
- Pewnie!- zgodziła się podekscytowana.
Wszyscy ćwiczyli intensywnie aż do wieczora, kiedy wybiła dwudziesta, król Pectus zarządził koniec treningu i zwołał całą czwórkę do siebie. Jednak się nie spodziewali tego co ich czeka...
Stali w sali tronowej, naprzeciw siedzącego na tronie Pectusa. Obok króla stał Karso trzymający na czerwonej poduszce bronie.
- Jakieś pasowanie, czy jak...?- myślała głośno Karmel.
- Zaraz się przekonamy.- uspokoił ją Asher.
Pectus wstał i zaczął przemowę:
- Trzy tygodnie temu ponieśliście klęskę w walce z wilkami. Teraz wasza porażka nie wchodzi w grę! Wtedy, nie byliście odpowiednio przygotowani, nie mieliście doświadczenia, ani broni. Teraz to się zmieni! - Władca wziął do ręki z poduszki dwa mniejsze miecze- Karmel, podejdź!... Jako król i władca Loruvii mianuję cię czwartą ze strażników, przyjmij te bronie jako symbol tego kim się stałaś.- Karmel wzięła do rąk swoją nową broń, przyjrzała jej się uważnie- Nie zmarnuj szansy, jaką los ci ofiarował w darze.
- Obiecuje.- mówiąc to wróciła na swoje stanowisko.
- Ryan!- wziął do ręki łuk i strzały.- Jako król i władca Loruvii mianuję cię trzecim ze strażników, przyjmij tę broń na znak tego, kim się stałeś- Chłopak ujął w ręce ofiarowaną broń.- Nieważne jakim darem cię los obdaży, ważne żebyś umiał go dobrze wykorzystać.
- Umiem.- Ryan wrócił na swoje miejsce.
- Ariadna!- ujął w dłoń miecz.- Jako król i władca Loruvii, mianuję cię drugą ze strażników, przyjmij tę broń na znak tego, kim się stałaś- dziewczyna wzięła do ręki miecz- Pamiętaj, nieważne co zgotuje ci los, ważne żebyś umiała pokonać lęk i wybrnąć z każdej sytuacji.
- Nie musisz się niczego obawiać.
- I na końcu Asher!- ostatnią z broni był obustronny topór- Jako król i władca Loruvii mianuję cię pierwszym ze strażników, przyjmij tę broń na znak tego kim się stałeś- Asher ujął topór- Pamiętaj Asher... Siłą wilka jest wataha, siłą watahy jest wilk.- Chłopak pokiwał głową na znak, że rozumie, po czym wrócił ściskając w rękach ofiarowaną broń.
- Jesteście strażnikami Loruvii! Naszymi obrońcami! Naszą nadzieją na lepsze jutro! Nasze losy i życia spoczywają w waszych rękach! Wierzę iż podołacie i położycie kres wszystkiego co złe! Przyżeknijcie... Chodźbyście i mnie już więcej nie ujrzęli, będziecie walczyć, do samego końca... By pomścić moją duszę... Przyżekacie?
- Przyżekamy!- odkrzyknęli.
- Dobrze... Możecie odejść...- mówiąc to opadł na tron ze zmęczenia.
Wszyscy wyszli. Po przekroczeniu bramy zamku. Zaczęli napawać się swoimi nowymi "zdobyczami".
Karmel miała dwa mniejsze miecze, były tej samej wielkości. Zostały przepięknie ozdobione, w tradycyjne średniowieczne wzory. Miecze jednak nie były dłuższe, niż całe jej przedramię, więc nie ważyły dużo i były wyjątkowo poręczne.
Ryan miał łuk i kilka strzał. Broń była długa na około metr, była również bardzo poręczna. strzały niewiele się od niej różniły. Miały taki sam kolor, tylko na końcu miały kacze pióra (jak wiadomo unoszą się na wodzie) które pięknie lśniły mieniąc się zielenią i błękitem. Całość pięknie się prezentowała.
Ariadna miała miecz. Klinga lśniła w blasku księżyca, a rękojeść była w kolorach brązu. Miecz był dosyć ciężki i gdy trzymała go po raz pierwszy w zamku, musiała to robić obiema rękami. Był bardzo poręczny, mimo swojej wagi.
Asher z kolei miał dwustronny topór. Już na pierwszy rzut oka, widać było, że nie jedną stoczył walkę. Ostrza, mimo wyraźnych starań by to zataić, miały rysy, delikatnie, cieniste plamy. Ale w całości, prezentował się wspaniale. Długi był na prawie półtorej metra i bardzo ciężki.
Po dokładnym obejrzeniu broni, wszyscy zaczęli rozchodzić się do swoich pokoi, ciesząc się otrzymanymi darami, wiedzieli, że ich bronie w przyszłości nie raz uratują ich życie, byli z siebie bardzo zadowoleni. Kiedy już szli na do komnat, Ryan postanowił wziąć się w garść. Więc na chwilę zatrzymał Ariadnę.
- Co jest?- zapytała zdziwiona.
- Chciałbym Ci coś pokazać...- odpowiedział niepewny.
- To może jutro, kiedy będzie jasno. Pójdziemy z resztą.- zaproponowała.
- No właśnie, wiesz... Ale ja nie chcę pokazywać tego reszcie.
- Ok... Zgoda, chodźmy...- zgodziła się w końcu, zaintrygowana, co takiego chce jej pokazać chłopak.
CDN