Cześć! Z tej strony Tina! Witam Was po raz koleiny na blogu "Smocza krew" z nowym rozdziałem! Problem braku internetu został rozwiązany, aczkolwiek zostałam pozbawiona laptopa i muszę siedzieć na starym rzęchu, który no cóż... nie jest przenośny. Więc myślę, że powrócę do tego trybu regularnego wypuszczania rozdziałów co był. No i cóż? Miłego czytania i pozdro!
PS. zdjęcia w większości nie będą się zgadzały kolorem, tłem itp. chodzi tylko o sytuację, zachowanie. (tak samo będzie w innych rozdziałach gdzie będzie występować walka)
Rozdział 7
"Czarne Dusze"
Następnego dnia:
Asher docisnął popręg w siodle Ohena, poprawił ogłowie, włożył lewą nogę w strzemię:
- Pospieszcie się, zaraz smoki wypuszczą korzenie!
- Chwila!- odkrzykną w odpowiedzi Ryan, w pośpiechu czyszcząc szczotką Nivisa. Ariadna zaś pomagała Karmel osiodłać Albę. Gdy skończyli wsiedli na smoki i już mieli odlecieć, kiedy nagle zjawił się Pectus:
- Dokąd się wybieracie?
- Na poszukiwania Aceiro.- odpowiedział mu Asher- Wczoraj znaleźliśmy jednego z jego wilków. Skoro był tam jeden, to musi być i wataha.
- Masz plan co zrobić jeśli go spotkacie?
- To proste, będziemy walczyć.
- A co jeśli powinie wam się noga?
- Powinie...? Spokojnie umiemy o siebie zadbać.
- Aceiro nie jest byle złoczyńcą, dzięki tej lasce jest jednym z potężniejszych magów w świecie magicznym.
- Nie ma obaw, wiemy w jakich okolicach przebywa, przylecimy, sklepie go i po sprawie!- mówiąc to Asher i reszta drużyny odlecieli na poszukiwania. Pectus pokiwał tylko głową myśląc o tym jak Asher jest bardzo pewny swego, ta głupota zniesie go na nieznane dotąd i groźne wody- myślał.
Karmel zawirowała w powietrzu na Albie, a Ariadna omal z niej nie spadła.
- Asher... Jesteś pewien, że uda nam się pokonać Aceiro? - zapytał lekko przejęty Ryan ostrzeżeniem Pectusa.
- Pewnie, może to i jest jakiś koks, ale nas nie pokona!- odkrzyknął z pewnością w głosie Asher, zdeterminowany jeszcze bardziej.
Znaleźli się nad miejscem w którym jeszcze leżało truchło wilka. Bez wahania wylądowali obok.
- Nie wiemy co mas tu czeka! Zachowajcie ostrożność!- ostrzegł resztę Asher.
Zbliżyli się w miejsce zbrodni. Przeszukali okolice. Karmel znalazła odciski wilczych łap, ten wilk wyraźnie krwawił.
- Musimy iść za śladami, trzymamy smoki blisko siebie!- Nakazał Asher, widząc jak Hiryu jeży się i stroszy na widok śladów.
Szli już dobrą godzinę, kiedy zobaczyli w oddali buchające płomienie, trawiące wszystko, co stoi im na drodze. Ohen chciał się rzucić na pomoc roślinom, ale jego pan mu nie pozwolił, w jego oczach widać było żal, rozpacz, wściekłość. Nagle ujrzeli widok, który na długo przeszyje im pamięć.
- Setki wilków...- wyszeptała TROCHĘ przestraszona Karmel.
- Trzeba je obejść.- wpadł na pomysł Asher, widząc wielką skarpę, kawałek nad płonącym lasem.
Po cichu prześlizgnęli się na nią, widok był upiorny. Płonący las, setki albo i nawet tysiące wilków, ciała stworzeń zabitych przez nie. Niektóre z nich jeszcze kończyły posiłek. Ale nigdzie nie widać było Aceiro.
- Wygląda jakby czegoś pilnowały...- zastanawiał się Asher.
- Albo na coś czekały... lub kogoś...- poprawiła go Ariadna.
- Sądzisz, że Aceiro wie że tu jesteśmy, że mieliśmy przyjść?- zapytała Karmel przyjaciółkę.
- Nie wiem.- odpowiedziała jej z bezradnością w głosie.
Nagle od tyłu zaatakował ich wilk, pierwszy zauważył go Ryan. W ostatniej chwili wziął do ręki leżący obok drewniany kij. Wilk nabił się na niego, poleciała krew, przebił mu cały brzuch tak, że aż wyszedł przez kręgosłup, dało się słyszeć głośny, rozpaczliwy pisk, po czym zwierzę padło.
- Jak to zrobiłeś?- zapytała go Karmel.
- Wziąłem do ręki kij, a reszta sama się zrobiła.
W tej chwili zdali sobie sprawę, że patrzą się na nich wilki. Przez chwilę się nie ruszali. Ariadna nakazała:
- Ani się ważcie drgnąć...
Niestety wilki nie były takie głupie... rzuciły się na nich. Od tej chwili byli drużyną...
Wszystko działo się w mgnieniu oka... Smoki i ich właściciele stali się jednością...
Do Ashera biegło kilka wilków, bez wahania wykonał ruch ręką, z doły do góry. Na ziemi pojawiły się odblaski koloru zielonego i z tych właśnie miejsc wyrosły pędy-macki, które złapały pędzące wilki.
Karmel zdmuchnęła ruchem rąk (dosłownie) jednego z wilków, który uderzył o skałę i padł na ziemię. Z ranami na ciele podniósł się trochę na przednich nogach, patrząc na nią spode łba, z wściekłością w oczach. Alba dokończyła robotę rzucając się na niego.
Ryan miał przed sobą wiele atakujących go wilków. Używając nowo nabytej broni, szybko się z nimi rozprawił. Jednego uderzył w głowę, innego w brzuch, a jeszcze innego w łapę, czy żebro. W pewnej chwili jeden z wilków zaatakował go z góry, chłopak obronił się kijem. Wilczysko wbiło się zębami w drewno. Wtedy Ryan zamaszyście obrócił kijem za urwisko i stworzenie oderwane od kija spadło na ziemię, parę metrów niżej. Umierając z pyska leciała mu krew.
Ariadna wykonała trzy salta w tył cofając się od zbyt dużej liczbie przeciwników. Przystanęła na chwilę, raz po raz starając się zapanować nad natłokiem emocji i wrogów, atakując je a to mocą , a to czasem rękoma czy nogami. Po pokonaniu parunastu dotarło do niej, że nie pokonają tylu wilków, mimo pomocy smoków, które dawały z siebie wszystko. Nawet młody Hiryu walczył czasem z jednym z wilków. Nagle na zaskoczoną dziewczynę skoczył jeden z wrogów. Obroniła się ręką, niestety nie miała jej zabezpieczonej i kły stworzenia wbiły jej się głęboko, niczym wiele małych sztyletów. Krzyknęła z bólu:
- Aaaaaaaaaaaaa...!!!
Wszyscy zbiegli się do niej, Ryan zabił wilka wbijając mu kij w tułów i ostrożnie wyciągnął zęby z ręki Ariadny.
- Aaa... Aa... Aaaa...- krzyczała z bólu.
- Już spokojnie... Wszystko dobrze.- starał się uspokoić siostrę Asher.
- Nadchodzą ze wszystkich stron!- krzyknęła do nich Karmel. Widząc koleine dziesiątki czarnych punktów z ognistymi oczami zbliżającymi się groźnie w ich stronę.
- Szybko! Wszyscy na smoki!- nakazał Asher i wziął ostrożnie osłabioną Ariadnę pod zdrowe ramię. Następnie wsiadł z nią na Ohena i w ostatniej chwili wzbili się w powietrze.
Po dłuższej chwili dotarli do zamku. Pod bramą czekali na nich Pectus z Karsem, już z daleka ich widzieli i ranną Ariadnę. Ohen i reszta smoków wylądowali. Hiryu leciał tuż przy swojej pani, wiedział, że jest bardzo słaba, w trakcie drogi omal nie zemdlała.
- Podaj ją!- nakazał król Asherowi, wraz z Ryanem zanieśli słaniającą się dziewczynę na nogach do komnaty. Tam położyli ją na łóżku i już gdy doszła reszta, opatrzyli ranę.
- Bardzo z nią źle?- zapytała się Karmel, zmartwiona stanem przyjaciółki.
- Tak, źle. Ale miała szczęście...- powiedział zdecydowanym tonem Karso.
- Co to znaczy?- zapytał się go Asher.
- Znaczy to, to iż mogła w walce stracić rękę, a tak się nie stało.
- Co teraz będzie?- wypytywała się dalej Karmel.
- Teraz to przede wszystkim trzeba was nauczyć walczyć! Nie myśleliście chyba, że nie zauważymy ran na waszych ciałach, zadrapań, siniaków...- królewski doradca miał rację. Wcześniej nie zdawali sobie z tego sprawy ale gdy popatrzyli po sobie dotarło do nich, iż przegrali tę walkę.- Póki nie nabierzecie odpowiednich umiejętności, nie dopuścimy was do walki.
- Ostrzegałem cię Asher.- zwrócił się do niego Pectus.- Nie jesteście jeszcze gotowi.
- Ale to nie był Aceiro, tylko wilki!- starał się usprawiedliwić chłopak.
- A pomyśl co by wam zrobił Aceiro!- powiedział ze złością w głosie Pectus- Jesteście naszą ostatnią nadzieją. Ostatnią nadzieją dla Loruvii... Nie zamierzam patrzeć się bezczynnie na waszą porażkę!
- Ta walka to był błąd.- przyznała Karmel.- Przepraszamy.
- Nie przepraszajcie nas, tylko ją!- powiedział do nich Karso i spojrzał na ledwo żywą, wykrwawioną Ariadnę. Rana została już obmyta i zawinięta w czyste szmaty.
- Ariadna...- usiadł obok niej na łóżku Asher.- Ja... Przepraszam cię za to... Za wszystko...
- Nie przepraszaj... Przecież to nie twoja wina...
- Czuję się odpowiedzialny. Jako starszy brat powinienem cie pilnować...- chwycił ją delikatnie za rękę- Rodzice by tego chcieli...
CDN
Asher docisnął popręg w siodle Ohena, poprawił ogłowie, włożył lewą nogę w strzemię:
- Pospieszcie się, zaraz smoki wypuszczą korzenie!
- Chwila!- odkrzykną w odpowiedzi Ryan, w pośpiechu czyszcząc szczotką Nivisa. Ariadna zaś pomagała Karmel osiodłać Albę. Gdy skończyli wsiedli na smoki i już mieli odlecieć, kiedy nagle zjawił się Pectus:
- Dokąd się wybieracie?
- Na poszukiwania Aceiro.- odpowiedział mu Asher- Wczoraj znaleźliśmy jednego z jego wilków. Skoro był tam jeden, to musi być i wataha.
- Masz plan co zrobić jeśli go spotkacie?
- To proste, będziemy walczyć.
- A co jeśli powinie wam się noga?
- Powinie...? Spokojnie umiemy o siebie zadbać.
- Aceiro nie jest byle złoczyńcą, dzięki tej lasce jest jednym z potężniejszych magów w świecie magicznym.
- Nie ma obaw, wiemy w jakich okolicach przebywa, przylecimy, sklepie go i po sprawie!- mówiąc to Asher i reszta drużyny odlecieli na poszukiwania. Pectus pokiwał tylko głową myśląc o tym jak Asher jest bardzo pewny swego, ta głupota zniesie go na nieznane dotąd i groźne wody- myślał.
Karmel zawirowała w powietrzu na Albie, a Ariadna omal z niej nie spadła.
- Asher... Jesteś pewien, że uda nam się pokonać Aceiro? - zapytał lekko przejęty Ryan ostrzeżeniem Pectusa.
- Pewnie, może to i jest jakiś koks, ale nas nie pokona!- odkrzyknął z pewnością w głosie Asher, zdeterminowany jeszcze bardziej.
Znaleźli się nad miejscem w którym jeszcze leżało truchło wilka. Bez wahania wylądowali obok.
- Nie wiemy co mas tu czeka! Zachowajcie ostrożność!- ostrzegł resztę Asher.
Zbliżyli się w miejsce zbrodni. Przeszukali okolice. Karmel znalazła odciski wilczych łap, ten wilk wyraźnie krwawił.
- Musimy iść za śladami, trzymamy smoki blisko siebie!- Nakazał Asher, widząc jak Hiryu jeży się i stroszy na widok śladów.
Szli już dobrą godzinę, kiedy zobaczyli w oddali buchające płomienie, trawiące wszystko, co stoi im na drodze. Ohen chciał się rzucić na pomoc roślinom, ale jego pan mu nie pozwolił, w jego oczach widać było żal, rozpacz, wściekłość. Nagle ujrzeli widok, który na długo przeszyje im pamięć.
- Setki wilków...- wyszeptała TROCHĘ przestraszona Karmel.
- Trzeba je obejść.- wpadł na pomysł Asher, widząc wielką skarpę, kawałek nad płonącym lasem.
Po cichu prześlizgnęli się na nią, widok był upiorny. Płonący las, setki albo i nawet tysiące wilków, ciała stworzeń zabitych przez nie. Niektóre z nich jeszcze kończyły posiłek. Ale nigdzie nie widać było Aceiro.
- Wygląda jakby czegoś pilnowały...- zastanawiał się Asher.
- Albo na coś czekały... lub kogoś...- poprawiła go Ariadna.
- Sądzisz, że Aceiro wie że tu jesteśmy, że mieliśmy przyjść?- zapytała Karmel przyjaciółkę.
- Nie wiem.- odpowiedziała jej z bezradnością w głosie.
Nagle od tyłu zaatakował ich wilk, pierwszy zauważył go Ryan. W ostatniej chwili wziął do ręki leżący obok drewniany kij. Wilk nabił się na niego, poleciała krew, przebił mu cały brzuch tak, że aż wyszedł przez kręgosłup, dało się słyszeć głośny, rozpaczliwy pisk, po czym zwierzę padło.
- Jak to zrobiłeś?- zapytała go Karmel.
- Wziąłem do ręki kij, a reszta sama się zrobiła.
W tej chwili zdali sobie sprawę, że patrzą się na nich wilki. Przez chwilę się nie ruszali. Ariadna nakazała:
- Ani się ważcie drgnąć...
Niestety wilki nie były takie głupie... rzuciły się na nich. Od tej chwili byli drużyną...
Wszystko działo się w mgnieniu oka... Smoki i ich właściciele stali się jednością...
Do Ashera biegło kilka wilków, bez wahania wykonał ruch ręką, z doły do góry. Na ziemi pojawiły się odblaski koloru zielonego i z tych właśnie miejsc wyrosły pędy-macki, które złapały pędzące wilki.
Karmel zdmuchnęła ruchem rąk (dosłownie) jednego z wilków, który uderzył o skałę i padł na ziemię. Z ranami na ciele podniósł się trochę na przednich nogach, patrząc na nią spode łba, z wściekłością w oczach. Alba dokończyła robotę rzucając się na niego.
Ryan miał przed sobą wiele atakujących go wilków. Używając nowo nabytej broni, szybko się z nimi rozprawił. Jednego uderzył w głowę, innego w brzuch, a jeszcze innego w łapę, czy żebro. W pewnej chwili jeden z wilków zaatakował go z góry, chłopak obronił się kijem. Wilczysko wbiło się zębami w drewno. Wtedy Ryan zamaszyście obrócił kijem za urwisko i stworzenie oderwane od kija spadło na ziemię, parę metrów niżej. Umierając z pyska leciała mu krew.
Ariadna wykonała trzy salta w tył cofając się od zbyt dużej liczbie przeciwników. Przystanęła na chwilę, raz po raz starając się zapanować nad natłokiem emocji i wrogów, atakując je a to mocą , a to czasem rękoma czy nogami. Po pokonaniu parunastu dotarło do niej, że nie pokonają tylu wilków, mimo pomocy smoków, które dawały z siebie wszystko. Nawet młody Hiryu walczył czasem z jednym z wilków. Nagle na zaskoczoną dziewczynę skoczył jeden z wrogów. Obroniła się ręką, niestety nie miała jej zabezpieczonej i kły stworzenia wbiły jej się głęboko, niczym wiele małych sztyletów. Krzyknęła z bólu:
- Aaaaaaaaaaaaa...!!!
Wszyscy zbiegli się do niej, Ryan zabił wilka wbijając mu kij w tułów i ostrożnie wyciągnął zęby z ręki Ariadny.
- Aaa... Aa... Aaaa...- krzyczała z bólu.
- Już spokojnie... Wszystko dobrze.- starał się uspokoić siostrę Asher.
- Nadchodzą ze wszystkich stron!- krzyknęła do nich Karmel. Widząc koleine dziesiątki czarnych punktów z ognistymi oczami zbliżającymi się groźnie w ich stronę.
- Szybko! Wszyscy na smoki!- nakazał Asher i wziął ostrożnie osłabioną Ariadnę pod zdrowe ramię. Następnie wsiadł z nią na Ohena i w ostatniej chwili wzbili się w powietrze.
Po dłuższej chwili dotarli do zamku. Pod bramą czekali na nich Pectus z Karsem, już z daleka ich widzieli i ranną Ariadnę. Ohen i reszta smoków wylądowali. Hiryu leciał tuż przy swojej pani, wiedział, że jest bardzo słaba, w trakcie drogi omal nie zemdlała.
- Podaj ją!- nakazał król Asherowi, wraz z Ryanem zanieśli słaniającą się dziewczynę na nogach do komnaty. Tam położyli ją na łóżku i już gdy doszła reszta, opatrzyli ranę.
- Bardzo z nią źle?- zapytała się Karmel, zmartwiona stanem przyjaciółki.
- Tak, źle. Ale miała szczęście...- powiedział zdecydowanym tonem Karso.
- Co to znaczy?- zapytał się go Asher.
- Znaczy to, to iż mogła w walce stracić rękę, a tak się nie stało.
- Co teraz będzie?- wypytywała się dalej Karmel.
- Teraz to przede wszystkim trzeba was nauczyć walczyć! Nie myśleliście chyba, że nie zauważymy ran na waszych ciałach, zadrapań, siniaków...- królewski doradca miał rację. Wcześniej nie zdawali sobie z tego sprawy ale gdy popatrzyli po sobie dotarło do nich, iż przegrali tę walkę.- Póki nie nabierzecie odpowiednich umiejętności, nie dopuścimy was do walki.
- Ostrzegałem cię Asher.- zwrócił się do niego Pectus.- Nie jesteście jeszcze gotowi.
- Ale to nie był Aceiro, tylko wilki!- starał się usprawiedliwić chłopak.
- A pomyśl co by wam zrobił Aceiro!- powiedział ze złością w głosie Pectus- Jesteście naszą ostatnią nadzieją. Ostatnią nadzieją dla Loruvii... Nie zamierzam patrzeć się bezczynnie na waszą porażkę!
- Ta walka to był błąd.- przyznała Karmel.- Przepraszamy.
- Nie przepraszajcie nas, tylko ją!- powiedział do nich Karso i spojrzał na ledwo żywą, wykrwawioną Ariadnę. Rana została już obmyta i zawinięta w czyste szmaty.
- Ariadna...- usiadł obok niej na łóżku Asher.- Ja... Przepraszam cię za to... Za wszystko...
- Nie przepraszaj... Przecież to nie twoja wina...
- Czuję się odpowiedzialny. Jako starszy brat powinienem cie pilnować...- chwycił ją delikatnie za rękę- Rodzice by tego chcieli...
CDN
Świetny, normalnie się popłakałam! A ta walka.........ja cie nie mogę! Czekam na next!
OdpowiedzUsuń:( to takie smutne! :C lecę dalej czytać
OdpowiedzUsuń