poniedziałek, 29 czerwca 2015

Rozdział 15

Rozdział 15
"Wilcza legenda"

Po wizycie u zielarki, Ariadna była trochę rozczarowana. Myślała, że dowie się czegoś więcej o Aceiro. Wróciła do zamku, a później weszła do zamkowej biblioteki, wzrok skierowała na półki z niezliczoną ilością książek. Była tam księga z runami elfimi, opowieści przygodowe, legendy smocze i chyba wszystko co było związane ze światem fantasy. Było to jedyne miejsce, w którym mogła być jeszcze nadzieja na choćby małą pomoc w pokonaniu Aceiro. Może jakieś wskazówki? Bogowie... Gdzie szukać? Wyciągnęła rękę, po złotą księgę opisaną: "Królestwo Loruvia"
Na okładce malował się smok.




Było cicho, jak w grobie. Strona, po stronie, słowo, po słowie było czytane przez głęboko czekoladowe oczy. Ariadna była w swoim świecie. Lubiła czasem tak odpłynąć, bez tych wszystkich trosk i zmartwień. Teraz, oczyma duszy widziała Loruvię, taką jaką opisywała ją staruszka i taką, jaka opisywała ją księga. Po niebie szybowały smoki, w zgodzie i harmonii ze wszystkim co żyje. Z ludźmi, wilkami, Matką Naturą, elfami. A nawet trolami, wampirami i innymi mistycznymi stworzeniami. Nie istniało coś takiego jak "zły smok". Istniało coś takiego jak zły pan, co nakłania do złego, dobrego smoka. Stworzenia od zarania dziejów władały tą ziemią. Gdy pojawili się ludzie, one zamiast zaatakować, zaufały. Dla większości, ta ufność była zgubna. Jedne smoki poświęcały za ludzi życie, inne zaś, gdy człowiek umierał, smok razem z nim. Oddalali i przybliżali się od siebie nawzajem. Tworząc historię, niczym dwie nici wielką tkaninę. Ogień dominował zawsze i wszędzie, najwięksi czarodzieje, magowie oraz smoki mieli moc ognia. Wilki zawsze były po ciemnej stronie, jedna z legend mówiła o tym, iż na początku te stworzenia były dobre i szerzyły na świecie pokój. Ale zjawił się إبليس - czyli diabeł. Pod postacią jednego z nich, "czarnego wilka". Nakłonił pozostałe by czynić zło i zniszczenie. Od pokoleń jego duch w nich trwa. Teraz pewnie Aceiro je nakłania. Nie wierzę w diabła. Księga została zamknięta. Delikatna dłoń Ariadny przesunęła po okładce. Czuła magię, bardzo starą magię. Wstała i odłożyła ją na miejsce. 

Wyszła przed zamek i skierowała się do stajni. Alba była wraz z Karmel na treningu, więc musiała skorzystać z innego środka transportu. Wzięła do rąk wiszące z boku, na płocie siodło i ogłowie, podeszła do boksu. Wyczyściła i osiodłała siwego ogiera. Po chwili zostawiła po sobie tylko unoszący się w powietrzu kurz i ślady podków. Cwałowała przez dłuższą chwilę, aż dotarła do wielkiej skały, gdzie była niewielka nora. Wielkością przypomina bardziej norę świstaka... Zsiadła, konia mocno uwiązała do pobliskiego drzewa i powoli podeszła do legowiska.



Wyciągnęła z pochwy miecz, trzymała go mocno, pewnie. Stała tuż przed nią. 

- Ughhh....- stęknęła gdy wyczuła odór, wydobywający się z nory. Coś tam chyba zdechło. Powoli weszła do środka, na kuckach. Było tam bardzo ciemno, Ariadna skupiła moc na mieczu. Zapłonął. Był najwyraźniej przystosowany do gorąca, bo się nie topił, nie było na nim też najmniejszej rysy. Brnęła dalej na przód, zaczęła już się zastanawiać nad powrotem, bo tunel najwyraźniej nie miał zamiaru się kiedykolwiek skończyć. Nagle coś pod jej butem twardego, pękło. Spojrzała i odskoczyła. Na ziemi leżały szczątki człowieka. wyraźnie próbował się wydostać, przed jej oczami w ciągu jednej sekundy mignął urywek sceny jak mężczyzna próbuje się ratować, uciec ale nie może bo za pozostałą mu cząstkę nogi, ciągnie go wilk. A on zaciągany z powrotem, palcami przejeżdża po ziemi, szukając czegoś do złapania w panice. Wizja się skończyła. To co widziała, to musiała być przeszłość. Wizja przeszłości. Szkielet nie miał połowy tułowia i nogi. A czaszka wyglądała tak, jakby nieszczęśnik krzyczał. Najgorszy zaś był smród zgniłych flaków, walających się dookoła. Ariadna ze wstrętem i obrzydzeniem, unikając kontaktu wzrokowego z ciałem poszła na przód. Chciała poddać próbie wilka. Po paru rozgałęzieniach korytarzy i pójściu trochę w głąb, dotarła do głównego legowiska. Była tam większa przestrzeń, bardziej otwarta i było tam więcej kości i krwi. Była, aż tak wysoka, że Ariadna mogła swobodnie stanąć, bolały ją już mięśnie pod kolanami. Na końcu legowiska martwego zająca jadł wilk. Mlaskając, rozrywał na strzępy wnętrzności i pożerał. Dziewczyna zrobiła krok na przód. Przestał, położył uszy po sobie, zjeżył sierść, warczał. Powoli się obrócił obnażał kły i pazury. To było niesamowite. Ten wilk nie miał czerwonych oczu, jak pozostałe, miał zwykłe oczy, z czarnymi, pięknie lśniącymi źrenicami. Przyjemnością było patrzeć na zwykłego wilka, niemającego nad sobą władzy Aceiro. Wilk warczał, powoli zaczął obchodzić Ariadnę dookoła, odcinając jej drogę ucieczki. Rzucił się na jej głowę. Zamachnęła się i kopniakiem w bok odrzuciła go na boczną ściankę. Uderzył w nią i spadł na ziemię. Leżąc, podniósł głowę i piszcząc z pokornym spojrzeniem czekał na wyrok. 

- Nie jestem taka, jak ci kłusownicy.- rzuciła miecz na ziemię i kopnęła go do wilka. A on zdziwiony na nią spojrzał.- Wierzę, że ty nie jesteś taki jak reszta.

Wilk powoli się podniósł i utykając na tylną łapę z bólu, podszedł parę kroków do dziewczyny. Ona kucnęła i powoli wyciągnęła do niego rękę. Początkowo stworzenie się uchylało, ale w końcu dłoń dotknęła głowy dzikiego stworzenia. Powoli, przesunęła ją na miejsce kopnięcia. Zamknęła oczy, cała moc została skupiona na nim. Dok zaczął świecić złotym blaskiem. Gdy skończyła cofnęła rękę, a wilk delikatnie wstał. Zrobił parę kroków. Był uleczony! Po chwili biegał i skakał wszędzie z radości. Podbiegł do nieznajomej. Ukazał jej się piękny wilczy uśmiech i merdający ogon. Stworzenie wybiegło z legowiska, niczym strzała.  Gdy Ariadna wyszła, już go nie było. Wsiadła na siwka i pogalopowała do domu. Pewna, że legenda o wstąpieniu diabła kłamie. 


CDN

czwartek, 25 czerwca 2015

Rozdział 14

Rozdział 14
"Smoki... Wyginęły? "


Zza wzgórza wyleciał Ohen, zrobił beczkę i wleciał do lasu. Zgrabnie wymagając każde drzewo, każdą przeszkodę. Na jego grzbiecie siedział Asher, tym razem bez siodła, ogłowia i całego sprzętu. Mimo to siedział pewnie, skupiony trzymając się mocno rogów smoka, robiących teraz za wodze. Mijali plamy zieleni i brązu, a pod nimi jak z pod ziemi zaczęły galopować Riseie (stworzenia przypominające jelenie, tyle że w wersji fantasy) pędziły tak szybko iż dorównywały im kroku i były tuż pod nimi. Ohenowi najwyraźniej nie przeszkadzało ich towarzystwo, bo spojrzał tylko w dół by się upewnić, czy rogaczom nic nie zagraża i skupił się na omijaniu stojących mu na drodze drzew. Przeskakując zawalone pnie i nierówności. Biegły w cieniu smoka ziemi, a ich silne, umięśnione kopyta uderzały o ziemię niczym młoty. Wiecznie dumne, wiecznie dzikie, wiecznie wolne...


 (wyżej samica, niżej samiec, człowiek sięga im głową do czubka pyska)



Nagle las się urwał, pojawiła się otwarta przestrzeń, smok i Riseie wystrzelili na otwartą przestrzeń. Podczas gdy Ohen poleciał wyżej, one się zatrzymały i zaryczały na pożegnanie. Asher wyrównał lot, wyprostował się i obrócił, napawał się widokami i wschodem słońca.
- Jak myślisz Ohen?- zapytał smoka.- Dadzą nam kiedyś pospać dłużej?

Smok zaryczał w odpowiedzi, chodź ten odgłos w większości przypominał ziewanie.

- Niestety... Też tak myślę...- westchnął.

 Kawałek dalej, na ziemi namalowany był żółty symbol, okrąg symbolizujący miejsce lądowania. Asher delikatnie skulił się na stworzeniu, ale cały czas głowę trzymając umiarkowanie wysoko. Wykonał odpowiedni ruch rękoma, nakierowujący głowę smoka na ziemię. Po czym przycisnął do jego boków łydki. Smok zareagował natychmiast. Pikował w dół. na dwa metry przed ziemią. Raz zamachnął skrzydłami, by zwolnić. Łapy jaszczura dotknęły gęstej, suchej, biszkoptowej trawy. Kawałek dalej, pod samotnym drzewem, stała reszta, ze smokami oraz Pectus. Chłopak zsiadł z Ohena i podszedł.

- Niezłe Akrobacje.- pochwalił go król, podchodząc do niego.

- Taak. Przy okazji, odkryłem że mój smok ma na grzbiecie stalowe, niezniszczalne łuski, które cholernie bolą w cztery litery.- delikatnie poskarżył się na trening bez użycia sprzętu.

- To pewnie dlatego tak bardzo ci było ciężko się skoncentrować na lataniu. Musisz mocniej ścisnąć łydki, pewniej i niżej trzymać łokcie przy sobie.- zaczął prawić mu wykład i chodzić dookoła władca- Nie możesz być, aż tak bardzo spięty podczas lotu, kiedy omijasz przeszkody, ani ZA BARDZO rozluźniony podczas lotu wyrównanego...

- Ale...

- Nie przerywaj mi! Nie jesteśmy teraz na wojnie, ale kiedyś będziemy. Jesteś przywódcą Asher! Nie możesz sobie pozwolić na błędy, nawet ten najmniejszy. Twoja drużyna na ciebie liczy! Ja na ciebie liczę.- zatrzymał się przed nim, ręce miał splecione za sobą, z piersią wypartą do przodu, wyprostowany, spojrzał prosto w oczy ucznia.- Zrozumiałeś?- zapytał się łagodnie, acz stanowczo.

- Tak.

- Słuchaj Asher... Wiem, że te treningi o świcie nie są dla was najprzyjemniejsze, jeszcze dzisiejszy, na nie przygotowanym smoku. Ale spójrz, nie tylko ty na tym treningu ucierpiałeś.- podszedł i obrócił go za siebie. Na złotym polu, obok miejsca w którym wylądowali Ohen tarzał się po ziemi, drapiąc w grzbiet. Wyglądało to bardzo zabawnie, bo dawno nie padało i smok wzbudzał dookoła siebie tumany kurzu.- Jemu chyba też nie spodobał się ten pomysł, z jazdą bez siodła.- zaśmiali się.- Nie zapomnij go potem porządnie umyć!- krzyknął odchodząc w stronę zamku, który malował się niemal na horyzoncie.- Uwaga wszyscy! Koniec treningu! Sprzęt dla smoków jest w siodlarni, spotykamy się po południu!

Do brata podbiegła Ariadna:
- Ale udzielił ci lekcji!

- Zabawne! Spróbuj lecieć na tym tu, ot smoku, bez siodła.- wskazał na Ohena wciąż jeszcze się tarzającego.

- Ja już leciałam na Albie, tyle że ona ma pół łuski, pół pióra.

- Bo to samica, wszystkie samice są zbudowane tak, by właścicielce było wygodnie! To jakaś zmowa! Nawet Ryan nie ma tak twardego smoka!- spojrzał na Ryana, a on mu odmachał.

- To przeznaczenie, każdy ma przeznaczonego smoka dla siebie, a przynajmniej jeżeli jeszcze jakiekolwiek zostały.- spojrzeli na siebie porozumiewawczo- Tak, czy inaczej ty masz Ohena, to wyjątkowy smok. Zresztą...- nagle za Asherem stanął Ohen i głowę przełożył przez jego ramię.- Pasujecie do siebie...

Chłopak spojrzał na smoka w stylu: "Ziom, odbiło?". Po czym ruchem dłoni odepchnął głowę smoka na bok. A on zafurczał i otarł się o niego skrzydłem. Po chwili Asher zorientował się, że na płaszczu urosły mu kwiatki.

- Co do...?- zapytał.

- Ohen chyba ci proponuje ogrodnictwo. Będziesz miał na czym latać!- zaśmiała się Karmel z resztą.

Długo jeszcze gadali, śmiejąc się, to był bardzo gorący dzień. Wszyscy siedzieli w cieniu drzewa, a smoki rozłożyły się na ciepłej trawie w chłodnym cieniu, drzemiąc. Mięli wrażenie, że słońce dzisiejszego dnia daje z siebie wszystko i więcej. Ariadna, śmiejąc się spojrzała na słońce. Było prawie południe. Wstała z ziemi i otrzepała spodnie.

- Gdzie idziesz?- zapytała Karmel.

- Muszę coś załatwić w miasteczku.

- W taki upał?- zapytał się teraz Ryan.

- Każda pogoda dobra.- odpowiedziała i ruszyła w ślady Pectusa.

Po około godzinnej podróży dotarła do miasteczka, centrum życia elfów. Weszła na rynek, potem do bocznej uliczki. Przeszła między paroma domami, aż doszła do końca. Zapukała do ostatnich drzwi. Były niewielkie, jak większość rzeczy w wiosce. Maleńkie okienka, widać było, że to wiekowy dom, w odróżnieniu od pozostałych porządnych, ze ścian odpadał tynk, drzwi miały lekko zardzewiałe zawiasy, okna też nie były leprze. Czekała chwilę, już miała zrezygnować, kiedy drzwi otworzyła jej kobieta, starsza elfka, jak wszystkie elfy miała 1/3 jej wzrostu. Na pierwszy rzut oka, przyjaźnie nastawiona, ubrana w starą, piękną suknię w odcieniach brązu. Buty skórzane, brązowe, o płaskim spodzie. Szczupła, o ciemno brązowych włosach i zielonych oczach oraz jasnej skórze. Spomiędzy burzy gęstych, związanych w luźny warkocz do tyły włosów, wystawała szpiczaste, elfie uszy. Na szyi wisiał jej przepiękny, fantastyczny naszyjnik.




Twarz miała całą w zmarszczkach, mimo to przyjaźnie się do niej uśmiechnęła.
- Czego potrzebujecie pani?

- Szukam kobiety o imieniu Rowena.

- To ja. W czym mogę pomóc?

- Yyyy... Mogłabym wejść? To temat nie na rozmowę w progu.

- Oczywiście! Zapraszam.- otworzyła drzwi na oścież i wpuściła dziewczynę. Od progu biła woń ziół i maści na różnych rzeczy. Dom był bardzo niewielki, wypełniony był roślinami zarówno tymi, które były widoczne na co dzień, jak i najrzadszymi. Na środku był postawiony stolik i obok niego dwa krzesła. Zza wysoko osadzonych okiennic na roślinność padały białe wiązki światła. Ariadna rozejrzała się uważnie z zachwytem. Spojrzała na gospodynię. Rowena w glinianej misie mieszała i ubijała różne listki ziół, korzonki oraz różne nasiona.

- Co robisz?- zapytała ciekawska Ariadna.

- Maść.

- Jesteś zielarką.

- Zgadza się. Elfy i ludzie przychodzą do mnie z różnymi chorobami, a ja ich leczę tradycyjnymi, naturalnymi metodami.

- Czyli uprawiasz magię?

- Nie, jestem zielarką, nie czarownicą. Leczę, dzięki pomocy Matki Natury.- przerwała wytwarzanie, odłożyła miskę na półkę, wiszącą na ścianie i zapytała- Z czym do mnie przychodzisz dziecko? Chyba nie po to, by pogadać towarzysko ze staruszką.- usiadła na krześle i spojrzała spokojnymi oczami na Ariadnę.

- Chciałabym się dowiedzieć czegoś więcej o...- zniżyła ton głosu do szeptu i usiadła naprzeciw- ...Aceiro.

- Nie wymawiaj tego imienia!

- Co się stało?- była zdziwiona reakcją staruszki.

- To imię przynosi nieszczęście, szczególnie teraz, kiedy żyjemy na ziemi niczyjej...

- Ta ziemia należy do Pectusa.

- Naprawdę wierzysz w swoje sowa?

Dziewczyna umilkła.

- Jest środek wojny. Mieszkańcy żyją w strachu, wilki napadają na na nas, mordują niewinnych ludzi, zwierzęta. Póki ta wojna się nie skończy, ta ziemia nie należy do nikogo. - powiedziała ze złością i smutkiem w głosie- Na nasze nieszczęście...

- Więc... Powiesz mi co wiesz o Aceiro?

- Skoro tak bardzo chcesz wiedzieć....- westchnęła.- Żyję w Loruvii od prawie stu lat. Pamiętam jaka była radość, gdy na świat przyszli Pectus... i Aceiro. I smutek, gdy ich matka wydała ostatnie tchnienie... Przekazanie tej przeklętej laski, było jej największym błędem. Ale ciężko jej za to winić... Skąd mogła wiedzieć?- nastała chwila ciszy- Aceiro był chyba najgorszym dzieckiem, jakiego kiedykolwiek widziałam. Drwił ze wszystkich, wyżywał się na zwierzętach, no oprócz wilków. W wieku około dziesięciu lat znalazł w lesie młodego wilczka. Zajmował się nim, jakiś rok później, kiedy opiekunka podniosła na niego rękę, stworzenie odgryzło jej pół ręki i zjadło, prawie całą żywcem. Reszta pewnie jest ci świetnie znana.

Ariadna spojrzała z intrygą na jej szyję, zdobioną złotym naszyjnikiem. 
- A ten naszyjnik... On coś oznacza?

- Ten smok? To pamiątka po moim zmarłym przed laty ojcu. Loruvia wtedy słynęła jeszcze ze smoków. każdy wtedy miał smoka, mój mąż też miał jednego. Teraz ludzie mówią, że wyginęły. W co szczerze wierzę. Niemożliwe, żeby oprócz waszych się jakieś uchowały.

Dziewczynę aż ścisnęło w brzuchu. Smoki... Wyginęły? Najchętniej zaczęłaby prawić kobiecie wyrzuty, ale nie chciała pokazać siebie od tej drugiej, niekoniecznie dobrej strony. 

- Muszę już iść. Bardzo dziękuję za pomoc.- wstała i wyszła. Cały czas myśląc o słowach Roweny.


CDN

środa, 17 czerwca 2015

Rozdział 13

Rozdział 13
"Przyszłość i przeszłość w jedno się zlało..."


Do jadalni weszła Ariadna. Od razu w oczy rzucał się jej wyraz twarzy, była zamyślona, przygaszona, ponura. Usiadła przy stole, zgarbiła się i spojrzała na pusty, biały talerz. Wyglądała jakby chciała siłą woli, pustym wzrokiem sprawić by coś w nim zobaczyć. A może oczyma wyobraźni coś w nim widziała...

- Ariadna? Co się stało?- zapytała się jej najlepsza przyjaciółka. Nie usłyszała odpowiedzi.

- Siostrzyczko?- tym razem próbę podjął jej brat.

- Ariadna....- Pectus wstał i podszedł do niej- Chodź ze mną na chwilę.- dziewczyna wstała od niechcenia i poszła za królem niczym szary cień. Weszli do sali tronowej.

- A teraz mi powiedz dziecko... Co się stało?- ognistowłosa założyła ręce na krzyż i oparła się o okno, patrząc za nie na las.

- Nie pomogę ci jeżeli mi nie powiesz co się stało...- usiadł na tronie.

- A czy to ma jakieś znaczenie?- odpowiedziała.

- Ma znaczenie, od tego zależy cała twoja przyszłość i reszty...

- NIE WYMAWIAJ TEGO SŁOWA!- odwróciła się do niego gwałtownie, oczy miała przekrwione od łez, a na policzkach były ich ślady.

- ..... którego?- zapytał mocno zdziwiony.

- Tego.... nieważne...- odpowiedziała z rezygnacją i wróciła do wcześniejszej pozycji.

Siedzieli chwilę w ciszy. W końcu Ariadna się odezwała:
- Rozmawiałam z Aceiro. Pokazał mi świat jaki będzie. Jaki... Ja stworzę....

- Wierzysz mu?

- Sama nie wiem... Mówił też, że kłamie brat siostrze, mówiąc, że rodzice umarli na chorobę...

- I...

- Asher mi to mówił...

- Chyba mu nie wierzysz?

- Jasne, że nie ale... Dlaczego podał akurat taki przykład? Czyżby wiedział o czymś, czego ja nie wiem?

- On wie wszystko, o wszystkim i o każdym. Nikt nie ma na to wpływu.

- A czy on wie o tym co się działo w przeszłości?

- Najprawdopodobniej jeszcze przed stworzeniem świata. Taką ma potęgę kamień filozoficzny...- spojrzała na niego ze smutkiem i niepewnością w oczach.

- Chcesz coś zjeść?- zapytał.

- Nie, dzięki. Lepiej pójdę do siebie.

Zrobiła to co powiedziała. Położyła się na łóżku, a dłonie podłożyła pod głowę. Nie myślała o niczym innym, tylko o "przyszłości". Nawet jeśli to jest prawda... Przecież przyszłość da się zmienić! To ja rządzę tym co się stanie! Mogę ją zmienić w każdym momencie! 

- Nie zawsze tak jest...- zorientowała się nagle, że na szafie siedzi Hiryu i ją bacznie obserwuje.


- Ode mnie zależy moja przyszłość! To mój wybór.

- Czasem człowiek się rodzi i od pierwszych sekund życia ma w sobie zapisane przeznaczenie. Którego choćby robił wszystko, żeby się nie spełniło i tak się spełni. Dla jednych to dar, dla innych przekleństwo. 

- Skąd wiesz co się stało?

- Słyszałem twoją rozmowę z Pectusem.

- Może jeszcze przez przypadek. Co?

- Ej! Nie oskarżaj mnie! Tak to się dzieje, kiedy idiotyczne zabawy Ohena, Alby i Nivisa, kończą się bólem skrzydeł i ucieczką do zamku. 

- Uwierzę...

- To uwierz!

- Przyznaj! Że to wymówka!

- Nie!- smok podleciał do niej i usiadł na kolanie, a dziewczyna się podniosła.- To szczera prawda!

- Pewnie taka prawda, jak wtedy co to niby UGOTOWANY kurczak na obiad dostał skrzydeł!

- Okej... To przyznaję.... Być może to nie była prawda.... Może...

- Naprawdę... Zabawne Hiryu...


- Prawda?- odpowiedział, a dziewczyna uśmiechnęła się do niego i pogłaskała po głowie. Przyjemnie było się patrzeć na młodego smoka. Jego piękne, ogniste łuski, złote, lśniące w słońcu niczym najpiękniejsze bursztyny oczy, oraz duże, silne, fantastyczne skrzydła. Od tego stworzenia, aż biła magia. Ariadna była dumna, że miała Hiryu. 


Pamiętała to. Gdy miała zaledwie pare lat, rodzice umarli... Opiekował się nią starszy brat, Asher. Nie widziała jak cierpią, nie widziała jak umierają. Tylko leżące na ziemi, zimne, bezwładne ciała. Asher wtedy powiedział, że umarli na chorobę. Jaką? Nigdy się nie dowiedziałam... Czy to w ogóle była choroba? Jakiś czas później poznaliśmy Ryana i Karmel. Nie wiem co się stało z ich rodzinami. Oni sami zresztą też nie wiedzą. Po paru miesiącach, zaszłam w głąb wyspy, w poszukiwaniu jedzenia. Trafiłam na wielką łąkę. W powietrzu wisiała mgła, niczym tarcza osłaniając ziemię. Była wtedy jesień. Zimny, ciemny ranek. Łąkę porastała złota pszenica, a raczej to, co z niej zostało. Wyszłam na otwartą przestrzeń, niczym płochliwa sarna, rozglądając się za niebezpieczeństwem. Zaczęłam iść, nagle spod moich stóp w niebo poleciały kuropatwy. Gdyby nie one, nie ujrzałabym w trawie, połyskującego w słońcu "czegoś". Co odmieniło mój los. Podeszłam, wzięłam to do ręki. Trzymałam jajko, złote, gładkie jajko. Podniosłam je pod słońce. To był Hiryu.



CDN

sobota, 13 czerwca 2015

Rozdział 11 i 12

Cześć! Z tej strony Tina! Uwaga! Wiadomość stulecia! Na blogu jest już 5000 wejść! Chciałabym serdecznie podziękować moim wiernym czytelnikom, którzy śledzą z uwagą mojego bloga, a także innym którzy czytają "tak po prostu" bo nudzi im się, czy nie mają co robić, bo chcą, bo mogą! :3 Dzięki również za Wasze komentarze, które tak wiernie zostawiacie pod każdym nowym rozdziałem i uwaga... Już niedługo pojawi się nowe tło na bloga! Taką małą niespodzianką, żeby się Wam odwdzięczyć, są dwa nowe rozdziały! Trzymajcie się mocno, jeszcze tylko 10 dni (nie licząc weekendu)! I WAKACJE! Pozdro! ;)


Rozdział 11
"Czas Stop"


-Nieeee! STOOOP!- krzyczała przerażona Ariadna. Miała mocno zaciśnięte powieki, usiadła skulona na ziemi, zasłaniając głowę obiema rękoma. Serce jej waliło w piersi jak oszalałe, bardzo ciężko oddychała. Nic nie słyszała. O co chodzi? Dlaczego wilki nie zaatakowały? Powoli otworzyła powieki i delikatnie spojrzała w górę.



- Aaa!- wrzasnęła widząc milimetr przed jej twarzą ogromne kły wilka i otwartą paszczę. Zastygła w bezruchu, ze strachu źrenice miała niesamowicie małe. Cała drżała, przyjrzała się bardziej stworzeniu, wilk nie ruszał się, a co najdziwniejsze. Wykonując skok, zawisł w powietrzu. Wstała, rozejrzała się dookoła. Nie! To nie było możliwe! Wszystko się zatrzymało, ogień, pędzące na nią stworzenia, Aceiro, nawet wiatr, od którego drzewa się wpół uginały się zatrzymał.

- Nie... Co ja zrobiłam...?- rozglądała się zdumiona i przerażona jednocześnie- Jak ja to... Nie! To musi być sen... Ale...- dotknęła jednego z wilków- To nie sen.. To prawda! Ryan! Ascher!- wyminęła wrogów i przeskoczyła przez ogień, potykając się biegła najszybciej jak mogła. Nie zatrzymywała się, nie rozglądała. Jej celem był zamek. Nie wiedziała jednak, że każdy jej krok śledzi para oczu.

Wpadła do pałacu i popędziła na górę- Ryan, Asher, Karmel!- wpadła do pokoju swojego chłopaka, Ryan siedział na ziemi i patrzył za okno, usiadła obok. Dłońmi objęła jego twarz i spojrzała mu prosto w oczy- Ryan! Ryan odezwij się! Słyszysz mnie?!- Wszystko stanęło w miejscu. Płacząc przytuliła się do niego.



- Ryan...- wyszeptała. Wstała powoli i ruszyła zobaczyć co z resztą. Nikt nie był lepszy, każdy albo jadł śniadanie, albo siedział w pokoju czytając książkę lub po prostu zajmując się sobą. Podeszła do stojącego przy oknie Ashera, patrzącego się pustym wzrokiem na góry.
-Och... Braciszku... Gdybym mogła ciebie zapytać o radę... Jedno pytanie... Czytałeś tyle książek... Zresztą po co ja to mówię?- wyszła z pokoju brata. nagle coś ją podkusiło, żeby wejść na dach zamku, prowadziły tam schody na końcu korytarza. Zawahała się. Po chwili namysłu, poszła. Otworzyła poziomo położone drzwiczki. na początku słońce ją raziło, weszła. Stała na dachówkach w kolorze ciemno-czerwonym, dach był zbudowany pod bardzo niewielkim kątem, był niemalże płaski. Podeszła do krawędzi wychodzące na miasto. Widziała ptaki, wzbijające się do lotu, wystraszone przez nadbiegające dzieciaki, elfy kupujące na targu. Czas stanął. Strasznym uczucie było, nie czuć wiatru we włosach, nie słyszeć śpiewających ptaków, szumów traw.

- Straszny widok nie?- Ariadna, aż podskoczyła ze strachu, słysząc czyiś głos i mając świadomość, że czas stoi. Nie był to nikt inny jak Aceiro. Stał pare metrów od niej, w prawej ręce trzymał laskę, a kaptur niezmiennie miał zarzucony na głowę.

- Ty! Jak to możliwe!?

- Przykro mi, iż ciebie zawiodłem swoim przybyciem.

- Jak ty to robisz?

- Nie jest pytaniem "co ja robię", tylko co TY ROBISZ?

- Co?- zapytała zdziwiona pytaniem na pytanie. Aceiro wyciągnął przed siebie laskę i stuknął nią powoli, ale mocno dwa razy o ziemię. Kamień zaczął świecić czerwonym blaskiem, po czym promień światła rozprzestrzenił się. Ariadna otworzyła oczy. Zobaczyła świat w jakim nigdy nikt nie chciałby się znaleźć. Wioska, nie była już wioską, walące się domy, ruiny budynków. Zamiast białych gołębi, czarne kruki, na brukowanych ulicach pustki. gdzieniegdzie leżące na wpół pożarte kości zwierząt i nie tylko... Bór, nie był już borem, teraz była to wypalona, czarna niczym węgiel ziemia i gdzieniegdzie płonące jeszcze drzewo. Niebo straciło swoją błękitną barwę. Miało kolor krwi. Nie było już słońca, tylko bordowy księżyc. Nie było już zielonych łąk, a na nich pasących się jeleni i zajęcy, nie było niebieskich wodospadów wypełnionych po brzegi rybami, nie było już niczego. W pewnym momencie zorientowała się, że Aceiro stoi tuż za nią.

- Piękne, prawda...?

- Co to jest?!- obróciła się do niego, czując ból i pogardę w sercu.

- Jeszcze nie wiesz?

- Nie! Możesz mi łaskawie powiedzieć!?- zrobiła krok w bok.

- Hmm... Mogę? Zabawne!- obrócił się do niej.- Ja...  Mogę... Wszystko... Ale no cóż, skoro tak bardzo chcesz wiedzieć...- Nagle w jego miejscu pojawił się czarny, gęsty pył, a on sam zniknął. Ariadna rozejrzała się uważnie. Nie było go.
- Super!- westchnęła, spojrzała w dół.- Trochę wysoko...

Skoczyła, zeskakiwała z jednej walącej się części na drugą, gdy znalazła się na wysokości domów, skoczyła na dach najbliższego. Przeszła kawałek, nagle pod jej nogami zawaliły się dachówki. W ostatniej chwili złapała się. Ciężko oddychając, Ariadna wspięła się spowrotem. Idąc, co kawałek pod nogami walił jej się grunt, ale już była przygotowana i nie spadała. Co było najdziwniejsze, czas nie stał już w miejscu, ale pora dnia nie zmieniała się. Wszystko przypominało scenerię z najgorszej wizji końca świata. Nagle, jak z pod ziemi wyrosła przed nią wieża, zaczęła się na nią wspinać. Po długiej męczarni, weszła. Rozciągał się z niej widok na całą Loruvię, była wyższa nawet od zamku. Mimo iż przypominała wysoką górę z walących się, szarych klocków. Spojrzała na miejsce, gdzie niegdyś stoczyli pierwszą walkę z wilkami. 

- Wspomnienia... Jakież to urocze... A jednocześnie, takie... Straszne...- okazało się, że za Ariadną stoi Aceiro. 

- Gadaj! co się tutaj dzieje?!

- Raczej co się tutaj stanie.

- Co?- Pan Piekieł podszedł do niej od tyłu, złapał ją za ramiona i siłą obrócił w stronę zamku.

- Widzisz to?!- zapytał.- Widzisz czy nie?!

- Tak, widzę!- przybliżył głowę do jej prawego ucha.

- Więc posłuchaj mnie teraz uważnie. Nie będę się powtarzał. To co teraz widzisz, to jest świat jaki ty stworzysz.... To jest twoja przyszłość.... Twoje przeznaczenie....- wyszeptał.

W tej chwili serce jej stanęło w gardle. Nie wierzyła słowom Aceiro.

- TY KŁAMCO!!!- wykrzyknęła i wyrwała mu się. Spojrzała na niego ze wściekłością. Nagle oczy jej rozbłysły, a dłonie zapłonęły. 

- Kłamie ten, kto obiecuje i nie dotrzymuje. Kłamie brat siostrze, że rodzice umarli na chorobę. Kłamie ten, kto mówi że jesteście bezpieczni... - Ariadna nie wytrzymała, strzeliła w niego płomieniem. Dookoła strzeliły iskry. W miejscu wroga, w ziemię był wbity jej miecz.


Rozdział 12
"Ariadna?"


Po zniknięciu Aceira, świat rozbłysnął znowu bielą. Po chwili wszystko wróciło do normy, Ariadna była tam gdzie trzeba, a czas nie stał w miejscu. Stała jeszcze chwilę. Była w szoku. Otrząsnęła się. Wyciągnęła miecz, po czym schowała go do pochwy. 


- Wie ktoś gdzie jest Ariadna?- zapytał się reszty Asher, schodzą na dół, na śniadanie. 

- Rano słyszałam jak gdzieś wychodzi.- odpowiedziała mu Karmel.

- Pewnie poszła się gdzieś przejść.- stwierdził fakty Ryan. Asher się na chwilę zatrzymał i wyszedł przez boczne drzwi do zagrody ze smokami. Zagroda była zbudowana ze zwykłego drewna, miała rozmiar stadionu i była cała zielona. Było nawet poidło przy bramie. Przy końcu wybiegu było duże wzniesienie, a na końcu górka. Asher podszedł do ogrodzenia, wspiął się na nie i oglądał bawiące się na wzniesieniu smoki. 
Alba i Ohen właśnie przeciągali linę, a tą liną był.... Hiryu. Jedno ciągnęło za jedno skrzydło, a drugie za drugie skrzydło. Pośrodku zaś stał Nivis, który znudzony patrzeniem się jak cała trójka się "świetnie" bawi, wyciągnął przednią łapę i wypchnął Hiryu do przodu, który zaczął się staczać na dół, spod nosów Alby i Ohena. Nivis skoczył za nim, ale pozostali rzucili się na niego, tym oto sposobem, staczając się na dół "w kupie" i tworzą smoczą kulę. Zatrzymali się dopiero przy Asherze. Leżąc, a to na plecach, a to na brzuchu, czy na "kimś" i patrząc na rozbawionego Ashera. Smoki zrobiły wielkie oczy, aby tylko ich nie karał.

- Ha, ha, ha! Już dobrze, dobrze. Nie martwcie się, nic wam nie zrobię.- Ohen słysząc to, "uśmiechnął" się do pana, wstał i rzucił się na niego, liżąc go po twarzy i... wszędzie. Obśliniony chłopak wstał i otrzepał się ze śliny.- Błee... Ohen, wiesz, że to się nie zmywa...

- Asher, idziesz!?- zauważył stojącą w drzwiach Karmel.- Wszyscy czekamy na ciebie! Śniadanie samo się nie zje!

- Już idę!- tutaj zwrócił się do smoków.- Bądźcie grzeczni.

Na te słowa, Ohen odwrócił się do Hiryu, z błyskiem w oczach. 
Asher poszedł jeszcze na chwilę do łazienki, zmyć z siebie resztki DNA Ohena, po czym prosto do jadalni. Wszyscy siedzieli na swoich miejscach, tylko miejsce Ariadny było puste. 

- Ktoś wie co z Ariadną?- zapytał się siadając za stołem.

- Może źle się poczuła?- zastanawiał się Ryan.

- Tak, bo ty akurat wiesz co się z nią stało.- skomentował Asher.

- A co ty się tak najeżasz?- zapytał Ryan.

- Bo jakbyś nie wiedział, ja jestem jej bratem i zależy mi na niej najbardziej!

- A co ty wiesz?!

- Wiem, że Ariadna nie mogła się rozchorować, jest bardzo odporna i choruje co parę lat.- powiedział już stanowczo Asher. Ryan zamilkł.

- Asher... Wszyscy się o nią martwimy, nie obwiniaj nas o nic.- uspokoił go Pectus.

- Ja, przepraszam królu, ale po prostu... no... to moja siostra!

- Wiem i dlatego zaraz po śniadaniu, pójdziemy jej poszukać. 

Po chwili niezręcznej ciszy i zjedzeniu śniadania, od komnaty weszła Ariadna.


CDN

P. S. rozdział 12 jest z dedykacją dla jednej z moich czytelniczek, Mysterious Rebel oraz dla wszystkich, których ulubionym bohaterem jest Asher! ;)

wtorek, 9 czerwca 2015

Rozdział 10

Rozdział 10
" ZABIĆ! "


Minął już tydzień, odkąd odbyła się rozmowa dziewczyny z Karmel, randce i pierwszym pocałunku z Ryanem. Ariadna była prze szczęśliwa, od tamtej chwili nie wyobrażała sobie życia bez chłopaka. Ale życie w ukryciu i robienie wszystkiego, by starszy brat nie domyślił się  o związku z jego najlepszym kumplem, czasami Ariadna była o włos od wyznania wszystkiego. Nie cierpiała kłamać. Hiryu momentami też ją do tego namawiał, bo w końcu lepiej powiedzieć o tym od razu, a nie odwlekać nieuniknione. Jak dziewczyna odmawiała, po prostu machał skrzydłem na to. Teraz leżała w swojej komnacie, patrząc głęboko czekoladowymi oczyma w złoty sufit i zastanawiając  się nad sensem TEGO. Z jednej strony kochała Ryana, a z drugiej nie chciała stracić Ashera.

-On ma tylko mnie- myślała- nie zniósł by tego, gdyby coś mi się stało... Ale przecież... Z Ryanem jestem bezpieczna... Sama też potrafię o siebie zadbać....

Już sama nie wiedziała co robić, biła się z myślami.


-A co jeśli on się dowie? Jeśli się załamie? Jeżeli coś sobie zrobi? Nie wybaczyłabym sobie tego! Nic mu nie powiem! Kiedyś tak! Wiem, że potem może być już tylko gorzej... Gdybym znała przyszłość...- Usiadła na łóżku, spojrzała na zegar 4:23- Minął wieki zanim dojdzie południe i wszyscy się zbiorą na dole!- skierowała wzrok za okno, malował się tam piękny krajobraz, obawiający nadejście lata. Wstała, po czym wyszła z pałacu przez wielkie, drewniane wrota i rozejrzała się dookoła. Miasteczko pogrążone było jeszcze we śnie, tylko gdzieniegdzie mali, elfi kupcy rozstawiali swoje towary. Odbiła wzrok w stronę lasu, dojrzała tam, niedaleko było jezioro. Uznała, że musi się tam przejść, i tak nie miała nic lepszego do roboty. Skierowała się małą uliczką pomiędzy domy śpiących mieszkańców, a kawałek dalej, na skróty przez zbocze. Powoli się zsunęła na dół i z rozpędu pognała ku celu. Biegła przez złote pole, gdzieniegdzie pełne maków, przez łąkę. Nawet pasące się tam jelenie, podniosły tylko głowy by się upewnić, czy nic im nie grozi. Ariadna zwolniła, teraz szła wolno, napawając się krajobrazem i życiem. Dotarła. Jakiż to był widok, jezioro było ogromne, biegło pare  kilometrów, niemalże do podnóża gór. Woda mieniła się wszystkimi odcieniami błękitu i pięknie się lśniła w słońcu. Podeszła i stanęła na piasku otaczającym jezioro. Kucnęła i przesypała w rękach ciepły piasek.



Spojrzała w błękitną toń, w odbiciu nie widziała siebie, tylko Ryana. Uśmiechał się do niej. Nagle chlusnęła na nią woda, mokra cofnęła się jak poparzona. Okazało się, że to rubiki (połączenie elfich dzieci, syren i nimf wodnych) psotliwe, małe i sprytne. Ale jednocześnie słodkie i urocze, z wielkimi oczami. Całe miały kolor jasno niebieski, co tłumaczyło miejsce ich "zamieszkania" i zdolności wodne, trochę jak moc Ryana, tylko o wiele słabsza i bardziej ograniczona.







 Trzy małe rubiki śmiejąc się podpłynęły do mokrej Ariadny, machając ogonami na powitanie.

-Która z was mnie tak załatwiła?- zapytała się dowcipnie maluchów.

W odpowiedzi każda wskazała rączką na każdą.

- No i co ja mam z wami zrobić?

Odpowiedziały jej coś chórem w swoim języku przypominającym słowa:
- A karia hira mahatia!

- Taa... Gdybym tylko wiedziała co to znaczy...- Nagle zerwał się porywisty wiatr, tafla wody zaczęła drżeć, a niebo zachmurzyło się czarnymi chmurami, zasłaniając słońce. Rubiki, czując nadchodzące zagrożenie zaczęły uciekać w popłochu, w głąb jeziora skacząc po powierzchni niczym delfiny. Przerażona Ariadna usłyszała za sobą warczenie, odwróciła się. Była w pułapce. Od strony lasu okrążały ją wilki, były ich dziesiątki, ale kumulując się watahą w teraz już czarnym lesie, wyglądało jakby wyło ich setki. Cały las się ruszał, drzewa już niemalże były wilkami. Z każdego zakątka ciemności, każdy jej ruch śledziły przekrwione oczy.





Bez wahania wyciągnęła z przypiętej do boku biodra pochwy miecz, gotowa by zaatakować. Ku jej zdziwieniu wilki nie atakowały. Gdy zrobiła krok w przód, największy z wilków, stojących na przeciw niej rzucił się w jej kierunku, ale stanął pare metrów przed nią, warcząc jak oszalały. Obnażał kły, z jego łap wystawały białe niczym śnieg i zabójcze niczym miecz samurajski pazury, cały był najeżony, a uszy położył po sobie, najbardziej jak dał radę. Nie ciężko było się domyśleć, że najchętniej rozszarpałby ją na strzępy, odbierając tym samym przyjemność tego samego innym wilkom. W pewnym momencie tuż obok wilka pojawił się Aceiro. Tak! Ten sam człowiek co w jej śnie! Na głowę miał zarzucony kaptur, przez co Ariadna dojrzała tylko jego usta i nos, w prawej ręce trzymał laskę z kamieniem filozoficznym, a lewą ręką głaskał wilka, który chciał się na nią rzucić. Stał na środku, a dookoła mur z wilków, Dookoła nich buchnął ogień odcinając, i tak niemożliwą do przejścia drogę ucieczki. Ariadna widząc go, wyciągnęła przed siebie miecz, trzymając go obiema rękoma.

- Spokojnie!- mówił do niej- Nie zrobię ci krzywdy! Nie dziś...

- Czego chcesz?- zapytała z agresją i weszła kawałek do wody, ubezpieczając się. Nie zmieniając postawy, cały czas mając wroga na oku.

- Ciemności... Władzy nad światem.... Różnych rzeczy....

- Przestań piep**yć!

- To prawda, za dużo już pieprzu w tej zupie...

- Ostrzegam cię! GADAJ!

- Przed czym mnie ostrzegasz?

- Przed...- nie dokończyła, bo Pan Piekieł rzucił w jej broń ognistą kulą, która go odbiła, przez co wbił się w drzewo po bezpiecznej stronie. Serce jej stanęło w gardle. Popatrzyła ze strachem na Aceiro. Zaczęła się cofać bardziej, ale nie było jej to dane. Aceiro, używając swojej laski, która gdy używało się jej mocy lśniła złoto-czerwonym blaskiem, odciął od niej jezioro. Całe jezioro wyschło i natychmiastowo stanęło w płomieniach, wraz ze wszystkim co w nim było. Przerażona odskoczyła, lecz gdy pomyślała o rubikach, coś się w niej odezwało, rzuciła ogniem we wroga. Ten jednak odparł jej atak wyciągniętą ręką.



Po czym opuścił rękę. Chciała znowu rzucić, ale... 

- Co się ze mną dzieje?- pomyślała.

- To nie ty, to JA!- odpowiedział.

- Co? Ty słyszysz moje myśli?!

- Widzisz...- westchnął - dzięki tej lasce, którą trzymam w dłoni, mogę zakrzywiać rzeczywistość, otwierać portale, niszczyć światy. Wszystko.

- Więc dlaczego po prostu tego nie zrobisz?! Zamiast bawić się z nami w kotka i myszkę?!

- Ta laska, to najpotężniejsza broń na świecie. Ale może być jeszcze silniejsza... 

- Czego chcesz?!

- Powiedzmy, że macie coś co do mnie należy...

- Nie dostaniesz tronu!

- Tron....? Tron w swoim czasie.....

- Więc czego chcesz?!

- Czegoś... co jest twoje....- stuknął laską, oczy mu się zaświeciły czerwonym blaskiem, tak samo jak u wilków, krzyknął- ZABIĆ!

Wszystkie wilki rzuciły się na bezbronną dziewczynę. Krzyczała, jej krzyk odbijał się głuchym echem, a śmiech Aceira równie głośny przeszył jej pamięć, niczym strzała wbita w głowę.

CDN


piątek, 5 czerwca 2015

Rozdział 9

Rozdział 9
"Ogniste włosy w blasku księżyca"


Ryan i Ariadna szli przez gęsty las, przedzierając się ciasnymi szparami między drzewami i krzewami. Nawet nie widzieli ziemi, tak gęsto była zarośnięta paprociami i innymi roślinami. Całość, biorąc pod uwagę, iż w lesie było bardzo ciemno, a dookoła nie było żywej duszy i Ariadna najdalej co widziała, to Ryana metr przed nią, przypominała scenerię jak z horroru. Zupełnie już zatraciła poczucie kierunku. Nie chciałaby się znaleźć sam, na sam w tej "dziczy".

- Ryan... Ja nie jestem pewna czy ta "droga" dokądkolwiek prowadzi...- powiedziała z wątpliwościami dziewczyna, przeciskając się na siłę pomiędzy klującym krzewem, a drzewem obok, uważając jednocześnie by się nie nabić.

- O to się nie martw...- Odpowiedział z pewnością w głosie, przechodząc pod opadłym pniem drzewa, zawieszonym na innym, tworząc przejście pod sobą.

Przedzierali się tak jeszcze przez chwilę, kiedy Ryan dojrzał światło, w ciemnym lesie.



- Jeszcze tylko kawałek.- ucieszył się.

- Nareszcie... Mam dość tego ciemnego lasu.- westchnęła. Spomiędzy gąszczu liści, wysokiej trawy i gałęzi przebijała się mała wiązka światła, błękitno-niebieskiego światła. Bił z niego taki blask, że musieli aż przymrużyć oczy. Był to widok niemalże magiczny, na tle czarnego lasu spomiędzy liści biło piękne światło. Ariadna przysłoniła twarz ręką, a Ryan przeszedł bez strachu przez błękitny "portal". Dziewczyna zawahała się, nie była pewna, czy zaufać. Spomiędzy liści wyłoniła się dłoń chłopaka, niech dzieje się co chce- pomyślała i chwyciła mocno dłoń... przeszła. Jeszcze przez parę chwil nic nie widziała, tylko białe tło, przetarła oczy. Na białym tle zaczęły się malować zarysy świata. To co tam ujrzała , wprawiłoby w zachwyt niejedną wojowniczkę. Stała na skale, która dwa metry przed nią nagle się urywała, aż po horyzont rozciągał się bezkresny las, który od niezwykłej mocy księżyca przybrał błękitną barwę. Była to pełnia. Tak! Teraz już wiedziała, to księżyca blask wtedy przebijał ścianę ciemności. Już się nie bała, czuła radość, spokój przepełniał jej serce, była wolna. Delikatny wietrzyk poruszał jej włosami, które delikatnie, jakby nic nie ważyły opadały na jej ramiona. Zamknęła powieki, odziane w szaty czarnych jak heban, długich i gęstych rzęs. Leciała, a z nią Hiryu, była jednym z NICH, była smokiem... Czuła to! Czuła jak porusza skrzydłami, jak leci, chodź tak naprawdę ich nie ma. Czuła magię, którą w sobie ma. Ogień....


- Ariadna!- wybudził ją ze snu Ryan. Wróciła na ziemię. Nie było już magii, ale i tak było pięknie.

- Yyy... Słucham.

- Mówię do ciebie już dwie minuty.- powiedział do niej siedząc na skraju urwiska i patrząc się na nią  ze wzrokiem, jakby wcale się nie zdziwił jej reakcją.

- Przepraszam. Zamyśliłam się.

- Pięknie nie?- rozejrzał się dookoła.

- Ryan...- podeszła do niego, usiadła obok i zwiesiła nogi na dół.- Ja... Dlaczego nie chciałeś pokazać tego miejsca reszcie?

- Bo wyjątkowe miejsca, zasługują na to, by oglądały je wyjątkowe osoby...- dziewczynie aż zrobiło się ciepło na sercu.

- Serio tak uważasz?- zapytała się trochę speszona, ale jednocześnie pod wrażeniem słów Ryana. Teraz już wiedziała co znaczy powiedzenie "mieć motyle w brzuchu".

- Dlaczego się pytasz, skoro znasz odpowiedź?

Ariadna nie odpowiedziała, patrzyli się na siebie nawzajem, uśmiechali się do siebie. Czas wokół nich się zatrzymał. Zdawało się, że mijają wieki.

- Tooo... Będziemy tak siedzieć? Czy mnie pocałujesz?- zapytała się nieśmiało dziewczyna. Nie musiała czekać na odpowiedź. Stało się.




To było coś... W jednej chwili ogień i woda połączyli się w jedno. Nie było już zła na świecie, nie istniało, szkoda, że to chwilowa iluzja. Skończyli. Usta jej lekko drżały. Ryan podniósł się i podał Ariadnie rękę.- Trzeba wracać, zaczyna świtać.

Z jego pomocą wstałam, po czym wróciliśmy do szarej rzeczywistości. Przez całą drogę szliśmy razem, za rękę, teraz las był już tylko lasem. Dochodzilismy do zamku, ale nie spodziewałam się tego, kogo tam zastanę.
Po rozstaniu pod drzwiami naszych pokoi, weszłam do siebie i odetchnęłam z nadmiaru emocji.

- Co ci pokazał Ryan!?- nagle dotarło do Ariadny, że na jej łóżku siedzi Karmel i patrzy się na nią  z podekscytowaniem.

- Co tu robisz?- zapytałam przyjaciółkę.

- Czekałam na ciebie, widziałam jak szłaś gdzieś z Ryanem. Pomyślałam, że zaczekam i dowiem się co i jak, więc... Mów!

- Okej...- zgodziła się Ariadna, wiedziała bowiem, że jak Karmel się uprze, to do końca tej ery, albo i dłużej będzie ją o to męczyć. SZCZEGÓLNIE jeśli chodzi o sprawy miłosne. Usiadła z rezygnacją do sprzeciwu na łóżku i opowiedziała jej całą historię. Karmel, jak to Karmel słuchała wszystkiego z taką ekscytacją, jakby asteroida uderzyła w planetę. Gdy skończyła Ariadna opowiadać, przyjaciółka zapytała:
- A Asher wie?

- Chyba nie i oby nie wiedział. Znasz go, jest jak nadopiekuńczy ojciec, rozszarpie każdego, kto do mnie zarywa.

- Ale Ryan to jego kumpel, naprawdę myślisz, że mógłby tak zareagować?

- Nie wiem.

- Jak na mój gust, Asher jeśli się dowie, a prędzej czy później musi się to zdarzyć, powinien zaakceptować twój wybór i Ryana.- skomentował sytuację czerwony, mały smok leżący na szafie, w legowisku, przewracający się na drugi bok.

- Żeby to było takie proste Hiryu...


CDN

P.S. Sory, że musieliście czekać tak długo na ten rozdział, ale końcówka roku robi swoje, a czas płynie tylko do przodu. Życzę powodzenia przy wystawianiu końcowych ocen i pozdro!