Rozdział 14
"Smoki... Wyginęły? "
Zza wzgórza wyleciał Ohen, zrobił beczkę i wleciał do lasu. Zgrabnie wymagając każde drzewo, każdą przeszkodę. Na jego grzbiecie siedział Asher, tym razem bez siodła, ogłowia i całego sprzętu. Mimo to siedział pewnie, skupiony trzymając się mocno rogów smoka, robiących teraz za wodze. Mijali plamy zieleni i brązu, a pod nimi jak z pod ziemi zaczęły galopować Riseie (stworzenia przypominające jelenie, tyle że w wersji fantasy) pędziły tak szybko iż dorównywały im kroku i były tuż pod nimi. Ohenowi najwyraźniej nie przeszkadzało ich towarzystwo, bo spojrzał tylko w dół by się upewnić, czy rogaczom nic nie zagraża i skupił się na omijaniu stojących mu na drodze drzew. Przeskakując zawalone pnie i nierówności. Biegły w cieniu smoka ziemi, a ich silne, umięśnione kopyta uderzały o ziemię niczym młoty. Wiecznie dumne, wiecznie dzikie, wiecznie wolne...
(wyżej samica, niżej samiec, człowiek sięga im głową do czubka pyska)
Nagle las się urwał, pojawiła się otwarta przestrzeń, smok i Riseie wystrzelili na otwartą przestrzeń. Podczas gdy Ohen poleciał wyżej, one się zatrzymały i zaryczały na pożegnanie. Asher wyrównał lot, wyprostował się i obrócił, napawał się widokami i wschodem słońca.
- Jak myślisz Ohen?- zapytał smoka.- Dadzą nam kiedyś pospać dłużej?
Smok zaryczał w odpowiedzi, chodź ten odgłos w większości przypominał ziewanie.
- Niestety... Też tak myślę...- westchnął.
Kawałek dalej, na ziemi namalowany był żółty symbol, okrąg symbolizujący miejsce lądowania. Asher delikatnie skulił się na stworzeniu, ale cały czas głowę trzymając umiarkowanie wysoko. Wykonał odpowiedni ruch rękoma, nakierowujący głowę smoka na ziemię. Po czym przycisnął do jego boków łydki. Smok zareagował natychmiast. Pikował w dół. na dwa metry przed ziemią. Raz zamachnął skrzydłami, by zwolnić. Łapy jaszczura dotknęły gęstej, suchej, biszkoptowej trawy. Kawałek dalej, pod samotnym drzewem, stała reszta, ze smokami oraz Pectus. Chłopak zsiadł z Ohena i podszedł.
- Niezłe Akrobacje.- pochwalił go król, podchodząc do niego.
- Taak. Przy okazji, odkryłem że mój smok ma na grzbiecie stalowe, niezniszczalne łuski, które cholernie bolą w cztery litery.- delikatnie poskarżył się na trening bez użycia sprzętu.
- To pewnie dlatego tak bardzo ci było ciężko się skoncentrować na lataniu. Musisz mocniej ścisnąć łydki, pewniej i niżej trzymać łokcie przy sobie.- zaczął prawić mu wykład i chodzić dookoła władca- Nie możesz być, aż tak bardzo spięty podczas lotu, kiedy omijasz przeszkody, ani ZA BARDZO rozluźniony podczas lotu wyrównanego...
- Ale...
- Nie przerywaj mi! Nie jesteśmy teraz na wojnie, ale kiedyś będziemy. Jesteś przywódcą Asher! Nie możesz sobie pozwolić na błędy, nawet ten najmniejszy. Twoja drużyna na ciebie liczy! Ja na ciebie liczę.- zatrzymał się przed nim, ręce miał splecione za sobą, z piersią wypartą do przodu, wyprostowany, spojrzał prosto w oczy ucznia.- Zrozumiałeś?- zapytał się łagodnie, acz stanowczo.
- Tak.
- Słuchaj Asher... Wiem, że te treningi o świcie nie są dla was najprzyjemniejsze, jeszcze dzisiejszy, na nie przygotowanym smoku. Ale spójrz, nie tylko ty na tym treningu ucierpiałeś.- podszedł i obrócił go za siebie. Na złotym polu, obok miejsca w którym wylądowali Ohen tarzał się po ziemi, drapiąc w grzbiet. Wyglądało to bardzo zabawnie, bo dawno nie padało i smok wzbudzał dookoła siebie tumany kurzu.- Jemu chyba też nie spodobał się ten pomysł, z jazdą bez siodła.- zaśmiali się.- Nie zapomnij go potem porządnie umyć!- krzyknął odchodząc w stronę zamku, który malował się niemal na horyzoncie.- Uwaga wszyscy! Koniec treningu! Sprzęt dla smoków jest w siodlarni, spotykamy się po południu!
Do brata podbiegła Ariadna:
- Ale udzielił ci lekcji!
- Zabawne! Spróbuj lecieć na tym tu, ot smoku, bez siodła.- wskazał na Ohena wciąż jeszcze się tarzającego.
- Ja już leciałam na Albie, tyle że ona ma pół łuski, pół pióra.
- Bo to samica, wszystkie samice są zbudowane tak, by właścicielce było wygodnie! To jakaś zmowa! Nawet Ryan nie ma tak twardego smoka!- spojrzał na Ryana, a on mu odmachał.
- To przeznaczenie, każdy ma przeznaczonego smoka dla siebie, a przynajmniej jeżeli jeszcze jakiekolwiek zostały.- spojrzeli na siebie porozumiewawczo- Tak, czy inaczej ty masz Ohena, to wyjątkowy smok. Zresztą...- nagle za Asherem stanął Ohen i głowę przełożył przez jego ramię.- Pasujecie do siebie...
Chłopak spojrzał na smoka w stylu: "Ziom, odbiło?". Po czym ruchem dłoni odepchnął głowę smoka na bok. A on zafurczał i otarł się o niego skrzydłem. Po chwili Asher zorientował się, że na płaszczu urosły mu kwiatki.
- Co do...?- zapytał.
- Ohen chyba ci proponuje ogrodnictwo. Będziesz miał na czym latać!- zaśmiała się Karmel z resztą.
Długo jeszcze gadali, śmiejąc się, to był bardzo gorący dzień. Wszyscy siedzieli w cieniu drzewa, a smoki rozłożyły się na ciepłej trawie w chłodnym cieniu, drzemiąc. Mięli wrażenie, że słońce dzisiejszego dnia daje z siebie wszystko i więcej. Ariadna, śmiejąc się spojrzała na słońce. Było prawie południe. Wstała z ziemi i otrzepała spodnie.
- Gdzie idziesz?- zapytała Karmel.
- Muszę coś załatwić w miasteczku.
- W taki upał?- zapytał się teraz Ryan.
- Każda pogoda dobra.- odpowiedziała i ruszyła w ślady Pectusa.
Po około godzinnej podróży dotarła do miasteczka, centrum życia elfów. Weszła na rynek, potem do bocznej uliczki. Przeszła między paroma domami, aż doszła do końca. Zapukała do ostatnich drzwi. Były niewielkie, jak większość rzeczy w wiosce. Maleńkie okienka, widać było, że to wiekowy dom, w odróżnieniu od pozostałych porządnych, ze ścian odpadał tynk, drzwi miały lekko zardzewiałe zawiasy, okna też nie były leprze. Czekała chwilę, już miała zrezygnować, kiedy drzwi otworzyła jej kobieta, starsza elfka, jak wszystkie elfy miała 1/3 jej wzrostu. Na pierwszy rzut oka, przyjaźnie nastawiona, ubrana w starą, piękną suknię w odcieniach brązu. Buty skórzane, brązowe, o płaskim spodzie. Szczupła, o ciemno brązowych włosach i zielonych oczach oraz jasnej skórze. Spomiędzy burzy gęstych, związanych w luźny warkocz do tyły włosów, wystawała szpiczaste, elfie uszy. Na szyi wisiał jej przepiękny, fantastyczny naszyjnik.
Twarz miała całą w zmarszczkach, mimo to przyjaźnie się do niej uśmiechnęła.
- Czego potrzebujecie pani?
- Szukam kobiety o imieniu Rowena.
- To ja. W czym mogę pomóc?
- Yyyy... Mogłabym wejść? To temat nie na rozmowę w progu.
- Oczywiście! Zapraszam.- otworzyła drzwi na oścież i wpuściła dziewczynę. Od progu biła woń ziół i maści na różnych rzeczy. Dom był bardzo niewielki, wypełniony był roślinami zarówno tymi, które były widoczne na co dzień, jak i najrzadszymi. Na środku był postawiony stolik i obok niego dwa krzesła. Zza wysoko osadzonych okiennic na roślinność padały białe wiązki światła. Ariadna rozejrzała się uważnie z zachwytem. Spojrzała na gospodynię. Rowena w glinianej misie mieszała i ubijała różne listki ziół, korzonki oraz różne nasiona.
- Co robisz?- zapytała ciekawska Ariadna.
- Maść.
- Jesteś zielarką.
- Zgadza się. Elfy i ludzie przychodzą do mnie z różnymi chorobami, a ja ich leczę tradycyjnymi, naturalnymi metodami.
- Czyli uprawiasz magię?
- Nie, jestem zielarką, nie czarownicą. Leczę, dzięki pomocy Matki Natury.- przerwała wytwarzanie, odłożyła miskę na półkę, wiszącą na ścianie i zapytała- Z czym do mnie przychodzisz dziecko? Chyba nie po to, by pogadać towarzysko ze staruszką.- usiadła na krześle i spojrzała spokojnymi oczami na Ariadnę.
- Chciałabym się dowiedzieć czegoś więcej o...- zniżyła ton głosu do szeptu i usiadła naprzeciw- ...Aceiro.
- Nie wymawiaj tego imienia!
- Co się stało?- była zdziwiona reakcją staruszki.
- To imię przynosi nieszczęście, szczególnie teraz, kiedy żyjemy na ziemi niczyjej...
- Ta ziemia należy do Pectusa.
- Naprawdę wierzysz w swoje sowa?
Dziewczyna umilkła.
- Jest środek wojny. Mieszkańcy żyją w strachu, wilki napadają na na nas, mordują niewinnych ludzi, zwierzęta. Póki ta wojna się nie skończy, ta ziemia nie należy do nikogo. - powiedziała ze złością i smutkiem w głosie- Na nasze nieszczęście...
- Więc... Powiesz mi co wiesz o Aceiro?
- Skoro tak bardzo chcesz wiedzieć....- westchnęła.- Żyję w Loruvii od prawie stu lat. Pamiętam jaka była radość, gdy na świat przyszli Pectus... i Aceiro. I smutek, gdy ich matka wydała ostatnie tchnienie... Przekazanie tej przeklętej laski, było jej największym błędem. Ale ciężko jej za to winić... Skąd mogła wiedzieć?- nastała chwila ciszy- Aceiro był chyba najgorszym dzieckiem, jakiego kiedykolwiek widziałam. Drwił ze wszystkich, wyżywał się na zwierzętach, no oprócz wilków. W wieku około dziesięciu lat znalazł w lesie młodego wilczka. Zajmował się nim, jakiś rok później, kiedy opiekunka podniosła na niego rękę, stworzenie odgryzło jej pół ręki i zjadło, prawie całą żywcem. Reszta pewnie jest ci świetnie znana.
Ariadna spojrzała z intrygą na jej szyję, zdobioną złotym naszyjnikiem.
- A ten naszyjnik... On coś oznacza?
- Ten smok? To pamiątka po moim zmarłym przed laty ojcu. Loruvia wtedy słynęła jeszcze ze smoków. każdy wtedy miał smoka, mój mąż też miał jednego. Teraz ludzie mówią, że wyginęły. W co szczerze wierzę. Niemożliwe, żeby oprócz waszych się jakieś uchowały.
Dziewczynę aż ścisnęło w brzuchu. Smoki... Wyginęły? Najchętniej zaczęłaby prawić kobiecie wyrzuty, ale nie chciała pokazać siebie od tej drugiej, niekoniecznie dobrej strony.
- Muszę już iść. Bardzo dziękuję za pomoc.- wstała i wyszła. Cały czas myśląc o słowach Roweny.
CDN
Fajnie to! To nikt z wioski nie widział smoków? Dziwne! Ale nic! Czekam na next!
OdpowiedzUsuńOprócz tych smoków, które mają bohaterowie? Nie. Od stuleci nikt nie widział innych.
OdpowiedzUsuńSłodka staruszka xD serio jest świetna
OdpowiedzUsuńKolejny lecę czytać